XIII Rajd “Złote Kaszuby”

XIII Rajd “Złote Kaszuby”

Co roku, we wrześniu, odbywa się Rajd “Złote Kaszuby”. Czyli grupowy przelot po ustalonej trasie. Nazwa pozostała symboliczna, bo Rajd już dawno nie odbył się na Kaszubach. Trzy lata temu polecieliśmy linią brzegową do Niemiec (X Rajd “Złote Kaszuby”), w zeszłym roku – w Bieszczady (XII Rajd “Złote Kaszuby”). Natomiast w tym roku odwiedziliśmy Krainę Wielkich Jezior – Mazury. Rajd też przybrał trochę inną formę, ale o tym za chwilę.

Dzień 1. Zbiórka i trasa do Kętrzyna

Termin Rajdu był z góry ustalony na 04-08.09.2019r. Zbieramy się 04.09 na lotnisku w Kazimierzu Biskupim i stamtąd, wspólnie lecimy do Kętrzyna. Jednakże, kilka dni przed terminem, z powodu małej frekwencji osób z południa Polski, lotnisko zbiórki uległo zmianie – startujemy 05.09 rano z lotniska w Toruniu. I dla mnie już pojawił się pierwszy problem – nie mogę dolecieć do Torunia, żeby być tam gotowy do Rajdu na 9 rano. No nic złapię Rajd po trasie. Rajd planuje wystartować z Torunia, przez Osiek, Olsztyn, Kikity do Kętrzyna. Po analizie pogody pierwsze dobre wiadomości – będę miał wiatr w plecy! Czyli istnieje szansa, że jak przelecę przez Warszawę to złapię Rajd na lądowisku w Osieku. Z jednej strony silny, południowy wiatr jest na moją korzyść, ale ma też zasadniczą wadę – większość lotnisk i lądowisk w Polsce ma pasy startowe na kierunkach wschód-zachód, więc lądowanie dociążoną motolotnią z silnym bocznym wiatrem do przyjemnych nie należy. Pierwotny mój plan zakładał start z EPRP koło 9 rano, przelot przez Warszawę, lądowanie w Chrcynnie i tutaj rozeznanie w sytuacji, bo albo Rajd złapię w Osieku, albo w Olsztynie. Z powodu wiatru zmiana planów: zamiast lądowania w Chrcynnie, to międzylądowanie w Milewie, które ma pas idealnie w łożu wiatru. Już przed startem wiedziałem, że mam trochę poślizgu – zamiast startu o 9 rano, wystartowałem przed 11 :/ Pierwszy odcinek, czyli lot przez Warszawę przebiegł bez większych problemów. Pomimo rewelacyjnych widoków bardzo nie lubię pokonywać tej trasy – w razie awarii silnika, jedynym względnie bezpiecznym miejscem na lądowanie pozostanie Wisła :( Zapewne pomógłby mój system spadochronów ratunkowych, ale wolę nie sprawdzać. Dlatego rzadko wybieram tą trasę, ale że wiatr mnie będzie dopychał to czas stresującej podróży będzie o wiele krótszy. Na tyle, że przy okazji jeszcze zahaczyliśmy o szybki przelot nad Zegrze. Podczas trasy okazało się, że pierwotne międzylądowanie w Chrcynnie byłoby i tak niemożliwe – już od początku FIS informował o aktywnej strefie skoków spadochronowych. I faktycznie – nawet przelecenie 2 mile od lotniska było problemem. Więc, zgodnie z zmodyfikowanym planem lecimy do Milewa, tutaj bez większych trudności lądowanie i weryfikacja gdzie jest główny trzon Rajdu. Są w Osieku, ale zaraz startują do Olsztyna, więc ok, ja też lecę do Olsztyna. Ponownie wiatr “w plecy” ułatwiał zadanie i 130km trasa to dla nas 1h lotu. Przed samym Olsztynem lekka konsternacja – nie wiedziałem, że tu tyle lasów! No dobra widoki fajne, ale latanie nad takimi kompleksami do przyjemnych nie należy. No nic zaciskamy… te… zęby ;) i lecimy. Rajd dało się słyszeć na FIS-e, więc wiem, że wylądują przed nami. No i tu kolejna trudność. Dość silny wiatr, z silnymi podmuchami jest całkowicie boczny w stosunku do osi pasa. Szybka decyzja – siadam na pasie trawiastym, na dużej prędkości, pod kątem do jego osi, tak żeby zminimalizować wpływ bocznego wiatru. Było ciężko. Tutaj krótki odpoczynek i lecimy dalej, kolejny przystanek to Kikity. A tu ma czekać na nas obiad. I czekał. Dla nas, był to pierwszy posiłek po śniadaniu, po intensywnym locie, więc cisza która zapadła podczas jedzenia już się nie powtórzyła ;) Po starcie z Kikit, kolejny krótki odcinek, już ostatni tego dnia – do Kętrzyna. Po lądowaniu miłe zaskoczenie – będziemy mieli do dyspozycji hangar, więc odpada cała zabawa z kotwiczeniem. Dla nas to bardzo dobra informacja, bo zaoszczędzamy na tym sporo czasu, a i martwić o sprzęt się nie musimy. Jeszcze tylko tankowanie i już jedziemy (autokarem) do hotelu w Giżycku. Wieczorem jeszcze analiza prognozy i zaplanowanie kolejnych dni.

Dzień 2. Kętrzyn – Mazury – Kętrzyn

Pierwsza zmiana, jaka nastąpiła w tegorocznym Rajdzie to jedno, stacjonarne lotnisko. Zamiast lotu cały czas po trasie, dolatujemy do jednego wybranego lotniska i z niego operujemy przez cały czas trwania rajdu. Czyli w drugim dniu mieliśmy wystartować z Kętrzyna, zrobić pętle po Mazurach i powrócić ponownie do Kętrzyna. Jest to o tyle pozytywne, że pętle wykonujemy bez zbędnego obciążenia, gdyż wracamy na lotnisko startu. Pierwszy odcinek (najdłuższy) wiedzie przez Niegocin, Giżycko, Kisjano, Dargin, aż do południowego brzegu Jeziora Święcajty, stąd przez Olecko do lądowiska w Makosiejach. Trasa rewelacyjna, można by powiedzieć, że przez dużą część najbardziej znanych punktów na Mazurach. Masa zdjęć i pięknych widoków (patrz galeria poniżej). Po prawie 2h lotu lądowanie w Makosiejach i tu kolejny problem – z korespondencji radiowych można wywnioskować, że wieje silny boczny wiatr (sic!) i są niemałe turbulencje podczas lądowania. A że pas nie jest tak szeroki jak w Olsztynie, to o lądowaniu po skosie raczej nie ma mowy. Faktycznie było ciężko. Po krótkim odpoczynku, lecimy przez Ełk do lądowiska w Giżach. Znam je bardzo dobrze, bo kiedyś stacjonowałem tam przez znaczną część wakacji (Mazury z motolotnią) i byłem tam na kilku zawodach (Weekend na Mazurach oraz Weekend wypełniony Mistrzostwami). Tutaj lądowanie już prawie pod wiatr i czeka na nas wypoczynek i solidny obiad. Uwielbiam to miejsce. Ten kto je odwiedził, na pewno wie o czym mówię. Po obiedzie weryfikacja planów – z uwagi na aktywny poligon w Orzyszu lecimy po północnym brzegu Jeziora Śniardwy przez Mikołajki, Ryn do Kętrzyna. I tym sposobem zamykamy pętle, kolejnym malowniczym odcinkiem trasy. Do Kętrzyna docieramy na tyle wcześnie, że z mała grupą lecimy jeszcze na lądowisko Antonowo w Giżycku. Tylko żeby się przywitać ze znajomymi i wrócić. Powrót przy zachodzącym słońcu nad Mazurami na długo pozostanie w pamięci. Dzień ten był głównym dniem rajdu, a zarazem ostatnim lotnym. Kolejną nowością w Rajdzie było wprowadzenie dnia bez lotów w którym moglibyśmy pozwiedzać i odpocząć po ognisku integracyjnym. Ognisko się odbyło, jednakże nie było aż tak integracyjne jak zakładaliśmy, gdyż nastąpiła zmiana prognoz meteo. W naszym kierunku idzie rozległa strefa opadów, więc zamiast powrotu w niedzielę musimy wracać w sobotę. Trudno, lepiej bezpiecznie wrócić dzień wcześniej.

Dzień 3. Powrót

Część z nas, z racji odległości, zajętości stref powietrznych i pogody musiała wystartować już o 6 rano (!). My mieliśmy na tyle luksusu, że mogliśmy sobie pospać i wystartować około 9. Tym razem, wiatr będziemy mieli przez cała trasę boczny, więc lecę trochę inną trasą nie w dolocie – przez Grądy i Wiśniew. Pierwszy odcinek wiódł przez Mazury jednakże po minięciu Śniardwy kolejna konsternacja – las. I to tak duży, że nie widać końca. Szybka weryfikacja mapy satelitarnej – omijać nie bardzo jest jak, bo trzeba nadłożyć szmat drogi. Nie bardzo mogę to zrobić, bo nie starczy mi paliwa, żeby dolecieć do Grądów. No to ponownie zaciskamy ;) i lecimy po prostej. W Grądach ruch jak w Rzymie. Loty w kręgu, kilka statków w dolocie, do tego spadochroniarze, ogólnie kocioł. Koordynacja z wieżą i szybko wychodzimy na prostą do lądowania. Lotnisko w Grądach znajduje się pośrodku lasu, więc nawet jak wieje z boku, to wiatr szybko ucicha po obniżeniu się poniżej linii drzew. Lądowanie na betonie jest na prawdę przyjemne i czasami warto zapłacić te 50 zł. Tutaj szybie tankowanie (paliwo mieliśmy swoje) i pora na weryfikację trasy. Zostało nam około 2h do domu i paliwa na 2h. Już chyba za stary jestem na takie ryzyka – poprosiliśmy właściciela lądowiska w Wiśniewie o 20l benzyny, bo za około 1h będziemy u niego. Wolę nie ryzykować. Ostatni odcinek do Piastowa pokonujemy ciągle z bocznym wiatrem, ale tym razem przesuwa się on trochę na tylno-boczny. Lepiej dla nas. Pogoda na końcówce trasy faktycznie się trochę psuje, ale deszczu jeszcze nie ma. Ostatnie 10 minut to już lot po bardzo znanej okolicy i pozytywne wiadomości – pomimo sporego ruchu nad lotniskiem mogę lądować gdzie i jak mi pasuje :) Miło, tym bardziej, że trochę się naszarpałem przez ponad 4h tego lotu.

Tym pozytywnym akcentem, bezpiecznie zakończyliśmy XIII Rajd “Złote Kaszuby”. Poniżej pełna galeria zarówno z przelotu przez Warszawę, jak i z Mazur.