Lot w Noc Sylwestrową

Lot w Noc Sylwestrową

Kto z nas nie ma marzeń? Ja mam – i to dużo. Jednym, odwiecznym jest latanie. Na szczęście mogę je realizować, ale czy nie byłoby to coś wyjątkowego polecieć nad miasto w Noc Sylwestrową i zobaczyć powitanie Nowego Roku z powietrza?

Ponieważ mam uprawnienia do lotów nocnych i wraz z moją motolotnią spełniam wszystkie wymagania prawne, więc w tym roku postanowiłem przejść do działania i urzeczywistnić marzenia. Przygotowania trwały prawie tydzień. Serio. Tak, prawie tydzień – rozpocząłem już w Święta.

Najpierw “rzuciłem na tapetę” przepisy i prawo lotnicze, wraz ze słynnym art. 33 o wyłączeniu motolotni z przepisów prawa lotniczego. Czy ja w ogóle mogę wykonać taki lot? Tak jak wspomniałem – uprawnienia do lotów VFR Noc posiadam, ale nie słyszałem jeszcze o nikim kto by taki lot wykonał na motolotni w Noc Sylwestrową. Pytanie było następujące – czy dlatego, że nie wolno, czy dlatego, że każdy woli spędzić Noc Sylwestrową inaczej? Przekopanie się przez przepisy zajęło mi cały dzień, wniosek był następujący – jeżeli coś nie jest zabronione to jest dozwolone :)

Przyszła kolej na następny element – bezpieczeństwo. Ustaliłem, że wysokość sztucznych ogni to około 50-300m (potwierdziłem u kilku producentów). Do tego dochodzą przepisy, zdrowy rozsądek i wysokość lotu ustaliłem na min. 700m nad terenem, bardziej skłaniając się ku 800-900m do 1000m niż te 700. Kolejna sprawa to plan lotu. Wszak muszę mieć plan lotu i nie mogę sobie “ot tak krążyć”. Plan lotu wynikł w 100% z bezpieczeństwa. Na zdjęciach satelitarnych zaznaczyłem sobie miejsca potencjalnych lądowań awaryjnych, na wypadek np. odcięcia silnika (na szczęście motolotnią można wylądować w naprawdę dziwnych miejscach).

Zarezerwowałem jeden dzień i “objechałem” wszystkie te miejsca, żeby je sprawdzić. Z potencjalnych ponad 30 miejsc zostało ich 16. Następnie wszystkie te miejsca “obleciałem” – żeby sprawdzić podejście i czy faktycznie są bezpieczne. Odrzuciłem kolejne 2, pozostałe 14 naniosłem na mapę i zaznaczyłem obręby wokół których mogę wykonać bezpieczny lot, gdyż nawet w przypadku utraty silnika wyląduje na nich. Z 800m wysokości, jak mi “obetnie silnik” to będę miał około 400 sekund swobodnego szybowania. Odjąłem 100 na “czynnik ludzki”, czyli na próby odpalenia, rozeznanie się w powietrzu etc. Pozostało 300 “użytecznych” sekund w których będę mógł coś zdziałać. A jak już będzie na prawdę źle to strzelam BRS (spadochrony na ładunku pirotechnicznym). W ten sposób powstała mapa stref bezpiecznych i nie. Plan lotu polegał na bezwzględnym trzymaniu się miejsc bezpiecznych. W sobotę weryfikacja meteo. Ehhh wieje i to sporo. Na ziemi nie jest źle, ale w powietrzu prędkość wiatru to już prawie 60km/h – trzeba nanieść poprawki na mapę bezpieczeństwa. Wcześniejsze strefy się trochę pozmieniały, ale nadal można zrobić to bezpiecznie i na jej podstawie powstał plan lotu. Do tego jeszcze doszło sporo “drobniejszych” przygotowań. Księżyc jest w nowiu, więc utrudni to trochę zadanie. Strasznie się obawiałem laserów, tym bardziej, że moje doświadczenie pokazuje, że bardzo często w nocnych lotach nad miastem zdarzają się oślepienia laserem. Kurde co ludzie mają w głowach?! Ciekawe, czy zdają sobie sprawę, że przy takim oślepieniu jestem w stanie podać dokładną pozycję (np. balkon, okno, działkę) z którego ta wiązka wychodzi i “zafundować” komuś rok wiezienia? Będę miał ze sobą tyle kamer, więc obiecałem sobie, że tym razem każdy taki przypadek zgłoszę przez radio FIS-owi i “ruszymy machinę”.

I tak zleciał tydzień. Nastała sobota – 31.12.2016r. Prognoza pogody dobra, pora na ostatnią rzecz – odmówienie zaproszeń na Sylwestra. Kolejna weryfikacja (chyba już nasta), odpoczynek i o 20 jestem już na lotnisku. Kolejna weryfikacja, sprawdzenie sprzętu, weryfikacja, pogoda, NOTAM, METAR, TAF, FIS, ASM i wszystko co mi jest potrzebne. Dodatkowo oczywiście nie mogło zabraknąć weryfikacji :D Przyzwyczajenie oczu do ciemności. Ponowna weryfikacja obsługi motolotni “na ślepo” (z zawiązanymi oczami). I tak minęło do 23. Pora rozgrzewać silnik i lecieć. Po stracie wiatr dał się we znaki, ale byłem na to przygotowany (i zweryfikowałem). Do 300m trochę turbulencji, ale powyżej to już przysłowiowe “masło”. Nawet inwersja temperatury się pojawiła (na ziemi +1 °C, a na 800m było już +8°C). Nabieranie wysokości nad lotniskiem do docelowych 800m i pora na “przeskoki” nad miasto. Wszystko jak w zegarku – precyzyjnie, bez pośpiechu, stresu i bezpiecznie. W obliczeniach czasowych przydało się doświadczenie wyniesione z wszystkich Zawodów i Mistrzostw. Nad miastem byłem dokładnie 23:54, ustawiłem się pod wiatr, zwolniłem i praktycznie zawisłem w powietrzu. Można rozkoszować się widokiem i porobić parę zdjęć. A widok był nie do opisania – jak horyzont sięga (a widać było światła odległej o 100km Warszawy) wszędzie rozbłyski i sztuczne ognie. Pojawiają się i znikają niczym alkohol na 18-stce. W pewnym momencie nawet przestałem robić zdjęcia – po prostu zachwycałem się widokiem. Z pewnością latałbym tak i latał gdyby nie… czynnik ludzki, a w sumie to fizyczny. Przed startem nie skorzystałem z ubikacji :/ I tak z pełnym pęcherzem (dobrze, że nie było turbulencji) pora na powrót bezpiecznymi “przeskokami” – spokojnie i bez pośpiechu. Lądowanie na samiutkim progu pasa (był oświetlony) i jeszcze na pasie, jak tylko się zatrzymałem “uścisnąłem mojego serdecznego przyjaciela :)”. Uffffff jaka ulga, w życiu nie sądziłem, że można tyle do pęcherza zmieścić. Pora pakować sprzęt i w drogę na imprezę, zanim wszyscy mi szampana wypiją :)

Poniżej kilka ujęć – sorry za jakość, ale trudno jest zrobić perfekcyjne ujęcie z lotu w nocy. Mam nadzieje, że wynagrodzi to film, który znajduje się na samym dole. A korzystając z okazji chciałbym życzyć Wam szczęśliwego Nowego Roku – z pragnieniem, o które warto walczyć, z radościami, którymi warto się dzielić, z przyjaciółmi z którymi warto być, a przede wszystkim z marzeniami, bez których nie da się żyć!